Jesienny urlop to znakomity pomysł na to, żeby złapać trochę słońca i naładować się witaminą D na kolejne miesiące. W zeszłym roku w listopadzie odwiedziłam Włochy, w tym m.in Rzym i Castel Sant’ Elia (miasteczko, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie). W tym roku padło na urlop w październiku, a celem urlopowym została Sardynia.
Urlop nastawiony był typowo na wypoczynek. Na spokojne spacerowanie, na plażowanie, na błogie nicnierobienie. Dlatego cały tydzień spędziłam w Cagliari (stolicy Sardynii) i w okolicach. Nie zwiedzałam całej wyspy. Nie miałam nawet ze sobą sprzętu fotograficznego – lustrzanka i wszystkie obiektywy zostały w domu! Mimo to zrobiłam trochę zdjęć i przez cały pobyt nagrywałam dla Was vloga. 99,9% zdjęć i materiałów video była nagrywana malutką „małpką” Canonem G7X Mark II, z którym bardzo się na tym wyjeździe zaprzyjaźniłam. Może trafić się też kilka zdjęć i ujęć robionych telefonem – LG G6. Pierwszy odcinek vloga już jest na kanale! Zapraszam Was do jego obejrzenia! A potem do zapoznania się z moimi 5 wspomnieniami z Sardynii.
1. Stare miasto Cagliari
Cagliari to miasto położone na południu wyspy, będące jednocześnie stolicą regionu autonomicznego Sardynia. Miasto, w którym się zatrzymałyśmy na cały nasz pobyt. Zamieszkałyśmy w dzielnicy Su Planu, na typowym mieszkalnym osiedlu. Lubię tego typu, nieturystyczne okolice, w których można podejrzeć, jakim rytmem toczy się codzienne życie mieszkańców.
Z Su Planu stosunkowo łatwo jest dojechać do centrum Cagliari. Stare miasto Cagliari bardzo mi się spodobało. Czuć było tutaj klimat małego, włoskiego miasteczka z wąskimi uliczkami, praniem wiszącym nad głową, pięknymi widokami i dobrym jedzeniem na każdym kroku. Mówię o małomiasteczkowym klimacie, ale warto pamiętać o tym, że Cagliari aż tak bardzo małym miasteczkiem wcale nie jest, liczy sobie ponad 150 000 mieszkańców.
Planuję jeszcze osobny wpis na temat samego Cagliari i tam z pewnością pojawi się więcej zdjęć z tego miasta.
2.Plażowanie na plażach Poetto i Calamosca
Sardynia będzie mi się już chyba zawsze kojarzyć z plażowaniem. Na co dzień nie jestem typem plażowiczki. Nigdy nie lubiłam leżenia plackiem na słońcu. Nie była to dla mnie absolutnie żadna forma wypoczynku. Długotrwałe nicnierobienie często mnie męczyło. Ale tym razem moja niechęć do plażowania zniknęła. Dwa dni totalnego leżenia plackiem na piasku sprawiło mi niesamowitą przyjemność. Nie myślałam o niczym, w ogóle mi się nie nudziło – nawet nie za bardzo miałam ochotę sięgać po książkę.
Odwiedziłyśmy plażę Poetto – długą, przyjemną piaszczystą plażę. Ciągnie się ona na dobre kilka, lub kilkanaście kilometrów. Możecie ją zobaczyć we vlogu – byłyśmy tam na spacerze w czwartek, nasz pierwszy dzień pobytu. Wtedy plaża była zupełnie pusta. W niedzielę za to na plaży było bardzo dużo ludzi. Mimo tego nie miałyśmy problemu, żeby znaleźć sobie miejsce na spokojne plażowanie. Tłum rozciągnął się na całej długości plaży.
Drugą z plaż, które odwiedziłyśmy była Calamosca. Znacznie mniejsza, bardziej kameralna. Byłyśmy tam w sobotę i było tam trochę ludzi. Nie odważyłyśmy się pójść tam ponownie w niedzielę, właśnie z obawy na tłumy. To z pewnością przyjemne miejsce na plażowanie. Trzeba uważać na mewy, które odważnie podchodzą bardzo blisko turystów, zapewne w poszukiwaniu czegoś do przekąszenia.
Sardynia w październiku to całkiem niezłe miejsce na plażowanie. Woda w morzu była bardzo ciepła (myślę, że o wiele cieplejsza niż woda w oceanie na Gran Canarii w styczniu). Oczywiście warto sprawdzać prognozy, bo nigdy nie wiadomo, na jaką pogodę trafimy. Nam zdarzyły się dwa deszczowe poranki i jeden deszczowo-burzowy dzień, który skutecznie uniemożliwił nam terminowy powrót do domu – ale o tym za chwilę.
3. San Sperate
San Sperate to miasteczko położone około 20 km na północ od Cagliari. Miasteczko, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Polecam jego odwiedzenie wszystkim miłośnikom kolorów i sztuki ulicznej. To możecie w San Sperate spotkać na każdym kroku. Na pewno warto się zgubić w tamtejszych uliczkach. Chciałabym Wam pokazać trochę więcej San Sperate, dlatego planuję osobny wpis z tego miejsca, z dużą ilością zdjęć. San Sperate pojawi się też na pewno w jednym z vlogów. Zachęcam Was do zasubskrybowania mojego kanału na Youtube.
4. Góra dobrego jedzenia – sardyńska ciąża spożywcza
Sardynia to cała masa pyszności. Tam warto zapomnieć o rygorystycznych dietach i cieszyć się chwilą. Z lokalnych przysmaków bardzo przypadło mi do gustu sardyńskie, chrupkie pieczywo pane carasau, które stanowiło dla mnie fajną przekąskę.
Odważyłam się też na spróbowanie makaronu z owocami morza i bottargą. Bottarga to suszone jajeczka rybich gonad. Nie jestem wielką fanką owoców morza. Nawet z rybami jestem na bakier i tak naprawdę niewiele jest ryb, które naprawdę lubię. Ale stwierdziłam, że raz się żyje i trzeba tego życia trochę posmakować, z uwzględnieniem wszystkich jego smaków.Tym razem ryzyko się opłaciło. Było pysznie!
Gdybyście byli ciekawi, jak po tych wszystkich smakołykach wygląda sardyńska ciąża spożywcza, to możecie ją zobaczyć na zdjęciu poniżej 😉 A tak na poważnie – moja urlopowa towarzyszka, która zrobiła mi to zdjęcie naprawdę ma oko do kadrów 😀
5. Powrót z przygodami
Sardynia zostanie w mojej pamięci na długo również z uwagi na powrót z przygodami. W dzień naszego powrotu, nad Cagliari cały czas wisiały burzowe chmury i lało jak z cebra. Planowo miałyśmy wylecieć z wyspy o 18.30. O tej godzinie, wyleciał jeszcze z lotniska samolot do Catanii, opóźniony o 8 godzin, nie dziwię się, że ludzie zaczęli bić brawo kiedy rozpoczął się boarding.
My dostaliśmy wtedy pierwsze info o tym, że nasz samolot będzie opóźniony. To info, ze zmienionym czasem odlotu powtórzyło się tej nocy jeszcze wielokrotnie. Koniec końców dostaliśmy informację, że lot został odwołany. Rozpoczęło się nerwowe poszukiwanie innych możliwości wydostania się z wyspy. Kolejny lot do Krakowa był dopiero w niedzielę i nawet na ten lot miejsca wyprzedały się chyba dosłownie w kilka minut. Szukałyśmy różnych opcji z przesiadkami, z innych lotnisk na wyspie, ale absolutnie wszystko było wyprzedane w pełni. W końcu nie byłyśmy jedynymi osobami, które szukały sposobu na opuszczenie Sardynii. Odwołanych lotów tego dnia było bardzo wiele.
Nie otrzymaliśmy żadnych sensownych informacji od linii lotniczych. Na lotnisku sytuacja powoli zaczęła się robić nerwowa. Łącznie z interwencją policji ( która z tego co mi się wydaje, została wezwana przez wkurzonych pasażerów z innego odwołanego lotu). Po interwencji policji, późno w nocy, zaproponowano nam możliwość przewiezienia do hotelu. Pierwszy autobus odjechał pełny ( my się nie załapałyśmy), miła pani z obsługi lotniska powiedziała nam, że ten autobus po nas wróci, ale zajmie to na pewno ponad godzinę, bo w Cagliari jest powódź, są nieprzejezdne drogi, pozrywane mosty. Pani powiedziała nam również, że od 5 rano zostaną otwarte okienka sprzedaży biletów. Wtedy zadecydowałyśmy – zostajemy na lotnisku.
Happy end
Koniec końców, decyzja o noclegu na lotnisku opłaciła się. Już przed piątą ustawiłyśmy się w kolejce do okienka i udało nam się znaleźć lot z przesiadką w Gironie. Zamiast w środę wieczorem byłyśmy w Krakowie w piątek przed południem. Z tego co udało nam się wywnioskować z rozmów z innymi osobami z tego lotu, to i tak była świetna i w miarę szybka opcja. Dla mnie czas był tutaj bardzo ważny, w końcu w domu czekał na mnie stęskniony kot (zostawiony wprawdzie pod dobrą opieką, ale jednak).
Sardynia – podsumowanie
Dzisiaj, kiedy przygoda z odwołanym lotem jest dla mnie już tylko wspomnieniem, tydzień na Sardynii wspominam bardzo, ale to bardzo dobrze. Najważniejsze, że wróciłyśmy całe i zdrowe. Niestety powódź na Sardynii okazała się przykra w skutkach, były ofiary śmiertelne. Przykro było mi potem oglądać i czytać relacje z tego, co działo się na wyspie. Tym bardziej jestem wdzięczna za to, że to załamanie pogody tak naprawdę nas nie dotknęło. Sardynia pozostawiła w mojej pamięci piękne i słoneczne wspomnienia.
Kto z Was był w Cagliari ? A może zdecydowaliście się na wynajęcie samochodu i zwiedzanie wyspy? Mam nadzieję, że moje wspomnienia przyniosą Wam chociaż trochę słońca!
Zapragnęłam zobaczyć wszystko w realu może następny urlop na SARDYNI POZDRAWIAM
Bardzo miło mi to czytać! A urlop na Sardynii to świetny pomysł!
Naprawde mnie zachecilas
Bardzo się cieszę <3
Oglądając Twoje Insta Stories z Sardynii wspominałam swoją podróż na wyspę sprzed kilku lat. Tęskni mi się za Sardynią, jej mieszkańcami, którzy są tak odmienni od Włochów z lądu oraz za jedzeniem. Ach, ten makaron z bottargą i malloreddus alla campidanese… Narobiłaś mi smaka na Sardynię. Chyba będę musiała tam wrócić w przyszłym roku 😉
Powiem Ci, że sama mam ochotę wrócić i zobaczyć większy kawałek wyspy. No i spróbować pizzy z brzoskwiniami i gorgonzolą w San Sperate 😀
Piękne zdjęcia a miasteczko San Sperate wygląda zabawnie. Przyznam, że chciała bym mieszkać w takim kolorowym miejscu.
Dziękuję 🙂 Mnie też San Sperate bardzo przypadło do gustu! Myślę, że fajnie byłoby żyć w takim kolorowym i zaskakującym miejscu 🙂
Jak tam pięknie! Cudowny wypad 🙂 Szkoda, że taka niemiła sytuacja na koniec, ale najważniejsze, że udało się szybko wrócić 🙂
P.S. I to jedzonko – rewelacja!
Ta sytuacja na koniec właściwie z perspektywy czasu została całkiem zabawnym wspomnieniem 😀
Pięknie tam i też mamy ochotę na Sardynię 😉 lubimy włoskie klimaty 🙂
pozdrawiam serdecznie
Sama szczerze mówiąc chętnie bym wróciła 🙂
Witam,
z tego co piszesz, plażowanie w Cagliari w październiku jest możliwe. Rzeczywiście było na tyle ciepło,by bez zakładania długiego rękawa posiedzieć na plaży? Zastanawiam się nad tym Cagliari na początku października
Przez dwa dni leżałyśmy „plackiem” na plaży w strojach kąpielowych 🙂 Było gorąco. W czasie naszego pobytu byłyśmy też w miejscowości San Sperate i pamiętam, że wtedy też spacerowałyśmy po niej w ogromnym upale. Także spokojnie można było plażować również wtedy. Natomiast wiadomo, jak to jest z pogodą – może być różnie. Wtedy, kiedy byłam na Sardynii przez tamten rejon przeszły też jakieś gigantyczne burze – były duże straty i podtopienia na śródziemnomorskich wyspach, odwołano loty, wracałam z Sardynii przez Barcelonę 🙂 Ale myślę, że to po prostu nam się tak wtedy pechowo trafiło.