Mediolan i Lawyerka

Mediolan, czyli o tym jak załapałam się na pielgrzymkę

Ci którzy mnie znają, dobrze wiedzą, że podróżniczka i wyjazdowiczka ze mnie taka sobie. Przed każdym wyjazdem ( a zwłaszcza wylotem) łapię gorączkę przed podróżą. Reisefieber wkradło się do mojego słownika na dobre. Przed każdym wyjazdem skrupulatnie planuję listę potrzebnych rzeczy, czytam o miejscach do których się udaje i nie ruszam się z domu bez czeklisty. Dlatego, kiedy w pewną sierpniową sobotę ( albo niedzielę) odebrałam telefon z propozycją wyjazdu, w czwartek, na 10 dni, autobusem, na wycieczkę objazdową, moją pierwszą reakcją było no way! Nigdy!

Dobrze, że ja nie ta krowa, co to nie zmienia zdania. Propozycja wyjazdu padła ze strony mojej mamy, pomyślałam, że to może być fajna okazja do spędzenia wspólnie czasu i zobaczenia tego i owego przy okazji. Wprawdzie nie znałam dokładnego programu wycieczki, właściwie żadnych szczegółów, ale stwierdziłam, że zaryzykuję.  Jeszcze jeden drobny szczegół – musiałam całą pracę jaką miałam w planie wykonać przez te 10 dni, zrobić przed wyjazdem. Po pierwsze dlatego, że nie chciałam ze sobą brać laptopa. Po drugie dlatego, że nie chciałam na siłę w czasie wyjazdu szukać czasu na pracę – w nocy czy w autobusie.

Okazało się, że zmieszczenie takiej ilości pracy w kilka dni było możliwe. Przez cztery dni, produktywnie i bez rozpraszaczy siedziałam dzielnie po kilkanaście godzin dziennie przed komputerem, ograniczając czas na jedzenie i sen. Dało się, ale nie polecam. Już w środę wieczorem dopadło mnie zmęczenie i gorączka. Tym razem nie przed podróżą, bo na tę nie miałam czasu 🙂 Ale mój organizm wyraźnie dał znać, że nie lubi takiego trybu pracy.

Pielgrzymka

Wyjazd okazał się być pielgrzymką. Nie jestem szczególnie pielgrzymkowym typem, ale raz kozie śmierć. Program na 10 dni okazał się być bardzo ambitny. Koniec końców został trochę zmodyfikowany, ale i tak zdążyliśmy odwiedzić północ Włoch, Monako, Niceę, Paryż, cudowne, położone w górach La Salette. W drodze powrotnej wdepnęliśmy do Szwajcarii, do Solury(dla tych, którzy nie lubią spolszczonych nazw : niem. Solothurn, fr. Soleure, ret. Soloturn, wł. Soletta 🙂 ).

Wyjeżdżając nie za bardzo wiedziałam co mnie czeka. Na ostatniej wycieczce objazdowej byłam jeszcze jako nastolatka. Ale okazało się, że całkiem nieźle poradziłam sobie, jeżeli chodzi o pakowanie, niezbędniki i rozmaite przydatne gadżety, które świetnie się u mnie sprawdziły. Jeżeli ciekawi Was, co zabrać ze sobą w objazdową podroż autobusem – dajcie znać w komentarzu. Chętnie przygotuję wpis na ten temat

Wyjazd i nocleg w autobusie

Wyruszyliśmy w czwartek, około godziny 18. Czekało na nas ponad 1000 km trasy przez Czechy i Austrię, i nocleg w autobusie. Na szczęście autobus mieliśmy komfortowy, ja zadbałam o bluzę z dużym kapturem, poduszkę pod szyję, opaskę na oczy i słuchawki z ulubioną muzyką. Właściwie nie wiadomo kiedy ta noc zleciała. Zatrzymywaliśmy się kilka razy na krótkie postoje, a tuż po wschodzie słońca, przejeżdżając przez Austrię, mogliśmy podziwiać takie widoki za oknem.góry

Lido di Jesolo

Po całonocnej podróży, chyba przed południem dotarliśmy do północnych Włoch. Zatrzymaliśmy się w miejscowości Lido di Jesolo. Z tego co zdążyłam się zorientować, to takie typowo turystyczne miasteczko. Temperatura dochodziła do 30 stopni, więc szybko z autobusowych dresów wskoczyłam w letnią sukienkę i poszłam plażować. Lido di Jesolo to też pierwsze spotkanie mojej mamy z aparatem i powiem Wam, że ma kobita do tego smykałkę. Przez cały wyjazd ochoczo robiła mi zdjęcia, cierpliwie znosząc wszystkie moje grymasy 🙂

Lido di JesoloLawyerka w Lido di Jesolo

Jeszcze jedna ciekawostka. Pielgrzymka jechała z własnymi zapasami jedzenia w autokarze! Pani Zosia, która zajmowała się kuchnią sprawiła, że codziennie mogliśmy poczuć się jak w domu i zjeść domowy posiłek. W kilku miejscach stołowaliśmy się wprawdzie w miejscach noclegu albo np. w knajpce w Paryżu, ale zdarzały się też posiłki w trasie, na przydrożnym parkingu, wprost z autobusu. Gorące i przyrządzone domowym sposobem. To było świetne doświadczenie! W Lido di Jesolo, kiedy większość pielgrzymki poszła na mszę do kościoła, ja zgłosiłam się jako wolontariusz do tarcia marchewki na surówkę 🙂

Nocleg w Bergamo i Mediolan

Pierwszy „stacjonarny nocleg” mieliśmy w Bergamo. Bardzo żałowałam, że nie zdążyliśmy zwiedzić tego miasta, ale mam mocne postanowienie, żeby tam wrócić. Zwłaszcza, że z Krakowa latają do Bergamo tanie linie lotnicze! Widok z hostelu, w którym nocowaliśmy mieliśmy przecudny! Tak na pocieszenie. We Włoszech odwiedziliśmy jeszcze Mediolan, Mesero i Megentę.

BergamoBergamo

Po noclegu w Bergamo, w sobotę z rana ruszyliśmy do Mediolanu. Mediolan zwiedzaliśmy z panią przewodnik. Cała pielgrzymka miała wypożyczone urządzenia typu audio guide, które świetnie sprawdzają się przy tego typu okazjach. Nieczęsto zdarza mi się zwiedzać z przewodnikiem, więc nie wiedziałam nawet, że tego typu urządzenia są tak bardzo popularne. Pani przewodnik miała nadajnik z mikrofonem, a każdy zwiedzający miał odbiornik ze słuchawką na ucho. Dzięki temu mogliśmy słuchać ( i dobrze słyszeć!) przewodników również po drodze, nie trzeba było zatrzymywać się, czekać aż zbierze się grupa po to, żeby przewodnik mógł przemówić. Więcej o audio guidach możecie poczytać tutaj.

Mediolan z przewodnikiem

Zwiedzanie z przewodnikiem ma swoje plusy i minusy. Brakuje czasu na swobodę, posiedzenie przy kawce i pobłądzenie własnymi ścieżkami, ale można za to posłuchać tego, co przewodnik ma do powiedzenia. Przy tego typu objazdowym wyjeździe nie było czasu na błądzenie swoimi ścieżkami i wczuwanie się w klimat danego miejsca. W czasie 10 dni zahaczyliśmy o zwiedzanie 4 różnych krajów, wielu miast i miasteczek, byliśmy w górach i nad morzem a do tego przejechaliśmy ponad 5000 km. To takie coś za coś. Bo z drugiej strony nie bylibyśmy w stanie tyle zobaczyć, doświadczyć i przeżyć bez tego lekkiego pośpiechu. A za tę całą masę doświadczeń jestem bardzo wdzięczna.

Zwiedziliśmy zatem najważniejsze punkty Mediolanu, czyli zamek i katedrę. Przeszliśmy łączącą je ulicą Dantego. Obejrzeliśmy z zewnątrz Teatro Alla Scala. Mieliśmy niecałą godzinkę na spróbowanie wyśmienitych lodów i swobodny spacer.MediolanMediolan

MediolanMediolanMediolan

Katedra w Mediolanie

Katedra w Mediolanie zachwyciła mnie swoim rozmachem i przepychem. Nie wiem czy zdecydowałabym się ją zwiedzić, gdybym była w tym mieście samodzielnie. Kolejki do katedry ( a właściwie do punktów kontroli przed wejściem) były bardzo długie. Możecie to zobaczyć, we vlogu, którego podrzucę Wam na końcu. My, dzięki zrobionej wcześniej przez panią przewodnik rezerwacji, korzystaliśmy z osobnej kolejki, która była zupełnie niewielka.

Mediolan KatedraMediolan, katedra

Przy kontroli trzeba było pokazać zawartość torebki. Nie można mieć ze sobą między innymi niebezpiecznych przedmiotów, szklanych butelek, puszek. Ja zawsze przed tego typu kontrolami odczuwam lekki stres. Być może jest to związane z tym, że widok broni, którą mieli strażnicy sprawia, ze czuje się niekomfortowo. Być może z tym, że zawsze mam przy sobie całą gamę sprzętu, który często jest oglądany każde urządzenie z osobna ( zwłaszcza na lotniskach). Tutaj wszystko przebiegło sprawnie, obeszło się bez udowadniania, że każdy obiektyw jest rzeczywiście obiektywem i że powerbank rzeczywiście służy do ładowania telefonu. Właściwie wszystkie kontrole, również te późniejsze w Paryżu ( na każdym niemalże kroku ) przebiegały bardzo sprawnie.

W samej katedrze największe wrażenie zrobiła na mnie rzeźba świętego Bartłomieja – męczennika, który przed śmiercią został obdarty ze skóry. Święty, dłuta Marco d’Agrate’a,  przedstawiony z zachowaniem detali anatomicznych, przepasany własną skórą naprawdę  robi wrażenie, chociaż u niejednego może spowodować dreszcz nieprzyjemnych emocji.Mediolan

Mówi się często o tym, że diabeł tkwi w szczegółach i to właśnie szczegóły urzekły mnie w katedrze w Mediolanie najbardziej.  Zwłaszcza kiedy patrzyłam na nie przez obiektyw z ogniskową 70 do 200 mm. O zakupie tego obiektywu, wspominałam Wam w tym wpisie.MediolanMediolanMediolanMediolan

Mesero i Magenta

Wczesnym popołudniem opuściliśmy Mediolan i ruszyliśmy w kierunku miejscowości związanych ze świętą Joanną Beretta Mola, czyli do Mesero i Magenty. To kolejny ciekawy aspekt mojej obecności na pielgrzymce – sama pewnie nie wpadłabym na to, żeby te miejscowości odwiedzić. W Mesero wysłuchaliśmy historii życia św. Joanny. Opowiadał nam ją tamtejszy ksiądz, który świętą miał okazję poznać osobiście. Wprawdzie ksiądz opowiadał po włosku ( tłumaczyła nasza pani przewodnik), ale dało się w jego opowieści wyczuć niezwykłą energię. Czuć było radość i zaangażowanie, czuć było pasję! Uwielbiam spotykać takich ludzi na swojej drodze. Potem cała pielgrzymka została na mszę w kościele, a ja postanowiłam zrobić sobie godzinkę wolnego i zabłądzić w uliczkach Mesero.

To miasteczko  miało w sobie coś magicznego. Miałam wrażenie, że jego mieszkańcy żyją powoli i z uśmiechem na twarzach. Chociaż oczywiście moje wnioskowanie mogło być zaburzone tym, że w miasteczku byłam w sobotnie, upalne popołudnie, ale i tak Mesero właśnie tak zostanie przeze mnie zapamiętane. Do Magenty wpadliśmy dosłownie na chwilę, żeby w tamtejszym kościele zobaczyć pamiątki związane ze świętą Joanną. We vlogu poniżej, możecie zobaczyć m.in. jej zdjęcia i dokumenty tam się właśnie znajdujące.

Mesero

Mieliście kiedyś okazję zwiedzać Mediolan? Albo którąś z pozostałych opisanych, niewątpliwie mniej popularnych miejscowości?

Na koniec zapraszam was do obejrzenia vloga z tej podróży. Koniecznie dajcie znać, jak Wam się podoba. Mój kanał na youtube dopiero raczkuje, ale mam zamiar to zmienić w najbliższym czasie, dlatego Wasze zdanie, będzie dla mnie bardzo, bardzo ważne! Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujecie mój kanał i dacie mi znać, co chcielibyście na nim w przyszłości oglądać!

9 Replies to “Mediolan, czyli o tym jak załapałam się na pielgrzymkę”

    1. No proszę, jaki zbieg okoliczności! I jak Ci się podobało? My w Lido di Jesolo byliśmy tylko przez krótką chwilę, więc tak naprawdę niewiele udało nam się zobaczyć.

      1. Podobało mi się bardzo, ale może też wpływ na to miało to, że były to moje pierwsze zagraniczne wakacje, więc ogólnie byłam zachwycona 🙂 To było jakieś 20 lat temu, albo i więcej, więc pewnie sporo się tam zmieniło, ale pamiętam, że był świetny deptak z włoskimi knajpkami i fajna plaża, a do tego niedaleko do Wenecji, więc robiliśmy sobie wycieczki 🙂

  1. Miałam okazję zwiedzić Bergamo i Mediolan, o ile Bergamo mnie urzekło, tak Mediolan pozostawił wrażenie przereklamowanego. Tak naprawdę tylko wnętrze Duomo wywarło spore wrażenie. Ja znów 'ominęłam’ kolejki do zwiedzania wchodząc osobnym wejściem i stojąc w mini kolejce osób uczestniczących w nabożeństwie. Po samym nabożeństwie, w którym z okazji niedzieli miałam chęć wziąć udział, można było przejść i zwiedzić całą katedrę, to wprawdzie nietypowe rozwiązanie, ale podsunął je mi znajomy przewodnik. 😉
    Sama w zasadzie nie rozważam udziału w pielgrzymkach, ale w ramach propozycji z ostatniej chwili zdarzyło mi się być na dwóch i obie były niezwykłym doświadczeniem. Właśnie przewodnik, którego „słyszałam’ w uchu, uproszczone wejścia w wiele miejsc, dowiezienie wszędzie i to, że ktoś to wszystko zaplanował za mnie były zaletą w porównaniu do podróży organizowanych samodzielnie. W tym roku tez byłam na objazdówce organizowanej przez biuro podróży. I analiza różnych wyjazdów doprowadziła do wniosku, że jeden na pięć, sześć wypadów zagranicznych zorganizowany przez kogoś albo w grupie jest miłą odmianą 🙂

    1. Mi było bardzo szkoda, że nie udało nam się zwiedzić Bergamo. Ale z drugiej strony, od jakiegoś czasu już planowałam wypad w tamte okolice, tak na trochę dłużej, więc jestem przekonana, że jeszcze kiedyś to miasto odwiedzę na spokojnie, bez pośpiechu. Chociaż pewnie nie będzie to w najbliższym czasie 🙂 Mnie w Mediolanie też urzekło głównie wnętrze Duomo. No i to był pierwszy dzień naszego zwiedzania na tej pielgrzymce, a ja byłam zachwycona tym, że jeszcze tydzień wcześniej nie miałam pojęcia, że gdzieś wyruszę z domu !
      Zgadzam się z tym, że taki zorganizowany wyjazd może być fajną odmianą:)

    1. Tak, tyle wrażeń w tak krótkim czasie to wspaniałe doświadczenie! Chociaż lubię też wyjeżdżać tak na spokojnie – po to, żeby mieć czas poznać dane miejsce od podszewki 🙂 Każdy wyjazd ma swój urok, a ja najchętniej już bym gdzieś wyruszyła, ale niestety nie zapowiada się na to w najbliższym czasie 🙂

  2. W tym roku chciałam odwiedzić Bergamo, ale sie nie udało. Byłam w Mediolanie, ale najwięcej czasu spędziłam na wystawie EXPO. Włochy uwielbiam, dlatego chciałabym tam jak najszybciej wrócić. Może uda się już na wiosnę 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *