Banał Lawyerka 5 wartościowych banałów

5 banałów, które pielęgnuję na co dzień

Banał. Frazes. Wyrażenie bez głębokiej treści, znane powszechnie. Nic nie wnoszące.  Powtarzane i słyszane ( a w ostatnich latach widziane, czytane i udostępniane na internetowych stronach i w mediach społecznościowych) miliony razy. Niektórzy na ich widok przewracają oczami. Niektórym służą do zgrabnie, bądź mniej zgrabnie przeprowadzanych akcji marketingowych i sprzedażowych. Jeszcze inni szukają, zapisują te ciekawie brzmiące i ładnie sformułowane i trzymają na gorsze, niemotywujące czasy.

Nawet najgłębsza treść, powtarzana do znudzenia w każdym możliwym kontekście, prędzej czy później traci na wyjątkowości i odświętności. Jak ulubiona biała koszula, jeżeli zacznie nam służyć do sprzątania w domu, a jej rękawy do przecierania blatów.

Z drugiej strony – warto, na te wytarte treści,  od czasu do czasu, ponownie spojrzeć odświętnie.

Był taki czas w moim życiu, kiedy odnosiłam wrażenie, że jestem nie na swoim miejscu – że to co ważne i fajne, póki co toczy się gdzieś obok, a ja istnieję sobie w oczekiwaniu na „kiedyś”.  Od tego czasu bardzo wiele się zmieniło. Ale nie dlatego, że nagle odkryłam magiczny sposób na życie. Nie dlatego, że dostałam nagle dostęp do wiedzy tajemnej.

Moje życie do góry nogami wywróciło kilka banałów, które słyszałam od dziecka i puszczałam niejednokrotnie mimo uszu. Wystarczyło je wyciągnąć z gąszczu codziennych myśli i nadać im z powrotem trochę odświętności.

Banał nr 1 : Chcesz robić, to rób – samo się nie zrobi

Banał? Banał! Wiadomo, że sam z siebie to się robi tylko bałagan ( przynajmniej u mnie!), natomiast znakomita większość sytuacji, do osiągnięcia celu wymaga działania z naszej strony. Nawet w supernowoczesnym i zautomatyzowanym świecie.

Kiedy kilka lat temu, zaczynałam regularnie czytać kilka blogów i podglądać kilka blogerek w mediach społecznościowych, myślałam sobie : ale fajne musi być takie swoje miejsce w sieci.  Absolutnie wtedy nie przeszło mi przez głowę, żeby stworzyć swoje. O ile teoretycznie wiedziałam, że tak jak śpiewać, tak i blogować „każdy może”, o tyle realnie naprawdę miałam głębokie przekonanie, że ja nie. Że to jest zarezerwowane dla jakiejś innej, wybranej grupy osób, wymaga supermocy, dostępu do magicznego eliksiru i wiedzy tajemnej. A nawet jeżeli mogłabym założyć swoją stronę, to ona na pewno upadnie, bo nikt nie będzie jej czytał.

A potem nastał klasyczny moment oświecenia. Eureka! Jak nie spróbuję, to się nie dowiem. I tak, dwa lata temu powstała Lawyerka. Założenie było takie, że jak będzie tego bloga czytać chociaż kilkanaście osób, to będę superzadowolona. Przeczucia były takie, że pewnie mi się znudzi po kilku miesiącach, że zabraknie mi systematyczności. Po dwóch latach ten blog stał się moją absolutnie największą pasją i zmienił u mnie wszystko. Zamiast kilkunastu, czyta go kilkanaście tysięcy osób miesięcznie, a mój zapał wcale nie był słomiany.

Ale żeby się o tym przekonać, musiałam działać. Dlatego jak czasem słyszę od znajomych : „ale fajnie, też bym chciała swojego bloga””, to mówię : Zakładaj! Innej drogi nie ma.

I to odnosi się do każdej dziedziny naszego życia. Chcesz coś zmienić? Żyć zdrowiej? Zmienić pracę? Działaj! Samo się nie zrobi. Może być łatwiej, może być trudniej. Może się udać, może się nie udać. Nikt nie gwarantuje sukcesu. Ale jeżeli nic nie zmienisz, nic się nie zmieni.

Banał nr 2 : Żyj po swojemu

Kolejny banał! Wiadomo, że żyję po swojemu! A po czyjemu mam żyć?

Niestety, w praktyce dobrze jest zrobić sobie rachunek sumienia. Sprawdzić, czy tak naprawdę to co robię na co dzień, moja rutyna dnia codziennego, to jest to, co chcę robić. Czy to nie jest czasem to, czego oczekuje ode mnie otoczenie, albo to, co robię bo robię, bo nie wiem, co mam robić.

Życie po swojemu wymaga czasem odważnych decyzji. Słynnego i do znudzenia powtarzanego „wyjścia ze strefy komfortu”. O tym, że bywa z tym różnie, przekonałam się w zeszłym roku, kiedy po pięciu latach studiów i trzech latach aplikacji adwokackiej zdecydowałam, że nie chcę być adwokatem ( Wspominałam o tym we wpisie o tym, jak przewróciłam życie do góry nogami).

Decyzja dojrzewała we mnie dość długo, i byłam z nią absolutnie pogodzona, ale jak tą decyzją podzielić się z innymi? I nie zliczę ile razy usłyszałam, że zwariowałam, że jestem niepoważna, że to porażka, że zmarnowałam tyle lat, że jestem głupia. Byłam w ciężkim szoku, jak moja własna, prywatna decyzja, dotycząca mojego życia jest oceniania przez osoby, których w ogóle nie dotyczy 🙂 Na szczęście znalazło się kilka osób, które okazało mi wsparcie. Krytykę przyjęłam na klatę, uwagi o mojej głupocie puściłam mimo uszu.

I wyniosłam z tego jedną, cenną lekcję – że to banalne stwierdzenie o tym, że nikt nie przeżyje naszego życia za nas, dlatego nikt nie powinien nam mówić jak mamy żyć – naprawdę  jest bardzo sensowne! I warto je pielęgnować na co dzień.

Oczywiście powyższe nie oznacza, że jestem wielki kozak, pozjadałam wszystkie rozumy i zawsze wiem co mam robić. Chętnie słucham tego, co mają do powiedzenia inni, przyjmuję dobre rady, cały czas uczę się od innych. Ale mam w głowie taki filtr, przez który to wszystko przepuszczam.  Bo nikt nie siedzi dokładnie w mojej skórze i nikt nie zna moich odczuć, przeżyć i potrzeb tak, jak ja sama. I jak się potknę i potłukę, to na swoją własną odpowiedzialność. O tym samym staram się pamiętać, kiedy ktoś pyta mnie o radę.

Banał Lawyerka 5 wartościowych banałów

Banał nr 3 : Pozytywne nastawienie ma znaczenie

Taaaak! Pozytywne nastawienie, kołczingowa bzdura, w której magiczne moce wierzą Ci, którym w życiu nie wyszło – nie policzę ile razy słyszałam tego typu stwierdzenia. Trochę tak jest, że o tym pozytywnym nastawieniu słyszy się tyle, że właściwie przestaje mieć ono konkretny wymiar.

O moim podejściu do pozytywnego nastawienia pisałam już kiedyś na blogu. Nadal się pod tym podpisuję. I nadal nie uważam, że pozytywne nastawienie to takie magiczne zjawisko, dzięki któremu nagle świat kłania nam się do stóp i wszystko idzie gładko. I nadal nie jestem chodzącą oaza spokoju, która zawsze jest uśmiechnięta i szczęśliwa.

Przeczytałam ostatnio biografię Stanisława Grzesiuka, w której zamieszczony został fragment wywiadu z Alicją Gawlikowską-Świerczyńską, lekarką, która podobnie jak Grzesiuk przeżyła obóz koncentracyjny. Kobieta zapytana o to, jaki był jej sposób na to, żeby przeżyć, odpowiedziała, że jej sposobem było „polubić sytuację”. Pozwolę sobie przytoczyć ten fragment, bo ja po jego przeczytaniu czułam, jakby ktoś mnie strzelił w twarz. Serio. Nagle zrobiło mi się po prostu wstyd! Za każdy jeden moment, w którym przyszło mi do głowy, że „wszystko jest do dupy„.  99,9%procent moich niesamowitych, życiowych problemów wyprostowało się w dwie sekundy.

„Tak! Polubić obóz koncentracyjny. Popatrzeć rano na apelu-gdy się stało trzy godziny- jak wschodzi piękne słońce […] Wyrzucałam z głowy rzeczy nieprzyjemne, nie rozmyślałam, mówiłam : ” To jutro…” . Przeżyć można tylko dzięki odpowiedniemu nastawieniu” . ( Cytat znalazłam w książce „Grzesiuk. Król Życia” Bartosza Janiszewskiego, oryginalnie pochodzi z książki „Czesałam ciepłe króliki. Rozmowa z Alicją Gawlikowską-Świerczyńską”,  Dariusz Zaborek )

Tak przy okazji książka, z której pochodzi ten cytat leży właśnie u mnie na półce, pożyczona  z biblioteki i jest wysoko na mojej liście książek do przeczytania na już! Tych, którzy uważają, że pozytywne nastawienie, to kołczingowy wymysł marketingowców i dzisiejszych czasów pozostawiam z tym cytatem.

Banał nr 4 : Zdrowie jest najważniejsze

Największy banał świata! Wiadomka! Jakkolwiek źle by nie było, dopóki żyjemy i jesteśmy zdrowi to zawsze możemy się pozbierać do kupy i zacząć od nowa. Ale teoria teorią, a teraz praktyka. Bo ile osób ten banał słyszy, powtarza, kiwa głową, a potem robi swoje?

I tutaj absolutnie nie będę się wymądrzać, ani wytykać palcami, bo nieuchronnie jednym z nich mogłabym sobie trafić w oko. Daleko mi tutaj do ideału. Żyję w jednym z bardziej zanieczyszczonych miast w Polsce, mam siedzący tryb życia i czasem tuż przed wyjściem na siłownię okazuje się, że tyłek w magiczny sposób przykleił mi się do krzesła. Za pizzę i burgery dałabym się pokroić.

I nie wywrócę tutaj świata do góry nogami. Nie przeprowadzę się nagle w sam środek dziczy,nie zmienię pracy na taką, która utrzyma mnie w ciągłym  ruchu. Na pewno nie raz jeszcze zdarzy mi się gorszy dzień i nie odmówię sobie ulubionych pyszności.

Ale małymi krokami staram się, żeby było lepiej. Nie popadając ze skrajności w skrajność, ani w obsesję. Bo chcę, żeby „zdrowo” oznaczało dla mnie fajnie i przyjemnie. Nie wypowiadam wojny własnym słabościom. Raczej staram się podejść do siebie i swojego ciała, jako swój własny najlepszy przyjaciel.

Banał Lawyerka 5 wartościowych banałów

Banał nr 5: Szczęścia nie kupisz

Jedni mówią, że to banał, inni mówią, że to taka bajka powtarzana przez bogatych, żeby biedni się nie buntowali.

I ja nie będę tutaj udawać osoby obrażonej na pieniądze. Bez dyskusji – pieniądze się w życiu przydają, w wielu sytuacja mogą pomóc, ułatwić życie, zwiększyć możliwości. Ale szczęścia nie dają 🙂 No, może poza sytuacjami, kiedy mogą uratować życie (np. pieniądze na leczenie), ale finalnie to nie one są wtedy powodem radości.

Nie przekonasz mnie, że jest inaczej. Pieniądze dostarczą Ci nowych wrażeń, chwilowych radości, sprawią, że życie będzie przyjemniejsze i wygodniejsze. Ale jak nie masz w sobie tej wewnętrznej radości , nie umiesz się cieszyć, tak po prostu, z tego co jest, to ciągle Ci będzie czegoś brakować. Bo najciekawsze i najbardziej ekskluzywne rozrywki, mogą się znudzić. I nie jeden majętny się zapił czy zaćpał. Bo okazuje się, że będąc bajecznie bogatym można być tragicznie nieszczęśliwym.

Jeżeli myślisz, że większy stan konta z automatu przełoży się na wyższy poziom szczęścia, to się zastanów. Może nie warto podejmować się kolejnej dodatkowej pracy, brać kolejnego zlecenia, jeśli na co dzień starcza Ci na podstawowe potrzeby i tak naprawdę niczego Ci nie brakuje. Zaoszczędzony w ten sposób czas ( na spacer, na obiad z bliskimi, na chwilę przyjemności) może okazać się o wiele cenniejszy!

Żeby nie było – pieniądze są super! Ale warto je sobie ustawić na odpowiednim miejscu na liście priorytetów.

A po co ten banał?

Piszę i piszę. Tekst  coraz dłuższy. Wylewam radości i żale.  Banał banałem pogania. A  po co to wszystko? Po co powtarzam to, co oczywiste?

Ano piszę dla tych, którzy nie wiedzą, albo dla tych którzy zapominają. Bo sama kiedyś nie wiedziałam. Myślę, że gdybym w odpowiednim momencie życia (a wcale nie było to tak dawno temu) nie usłyszała kilku banałów, to dzisiaj byłoby mi o wiele gorzej.

Dlatego proszę, jeżeli masz wątpliwości – pochyl się nad niektórymi banałami, znajdź własne, pielęgnuj je, karm i podlewaj. Niech rosną. Raz na czas podejdź do nich odświętnie i zobacz co się stanie 🙂

Jestem bardzo ciekawa, co sądzisz o tym, co napisałam powyżej.  Czy masz takie swoje „banały”, które pomimo tego, że są  mocno wyeksploatowane na różnych polach, towarzyszą Ci w życiu na co dzień. Podziel się nimi ze mną i innymi czytelnikami bloga w komentarzu!

A jeżeli uważasz ten tekst za przydatny i wartościowy to podziel się nim z innymi, na przykład poprzez udostępnienie go w mediach społecznościowych!

Jeżeli chcesz pozostać ze mną w kontakcie, być na bieżąco i otrzymywać ode mnie maile z informacjami o tym, co się dzieje na blogu, co u mnie, a także dodatkową porcję informacji i ciekawostek prawnych – zapraszam do zapisania się na newsletter!

Chciałabym, żeby newsletter był taką fajną, bardziej prywatną formą komunikacji między nami. Dlatego planuję, raz na czas, napisać coś bardziej od serducha, od kulis  – tak jak się pisze do dobrych znajomych. Jeżeli masz ochotę na ten nowy rodzaj komunikacji – serdecznie zapraszam!

21 Replies to “5 banałów, które pielęgnuję na co dzień”

  1. A propo pozytywnego nastawienia, przypomniałaś mi, jak ostatnio siedziałam w kolejce do lekarza i narzekałam w myślach na moje wciąż szwankujące zdrowie, bo ciągle coś mi dolega. Obok w pewnym momencie usiadł facet, który zaczał opowiadac głośno o swoich chorobach. Po wysłuchaniu go, stwierdziłam, że w sumie to mimo moich iluś tam chorób i dolegliwości, w porównaniu z nim, to naprawdę nie mam na co narzekać 🙂

    1. Czasem jak się posłucha tego, z jakimi problemami zmagają się inni ludzie, to można się złapać za głowę i pomyśleć, że jednak nie jest tak źle 😀 Dużo zdrowia! Oby szwankowało jak najmniej, a najlepiej przestało szwankować w ogóle! Bo dopóki jesteśmy zdrowi, to całkiem dużo możemy zdziałać 🙂 Pozdrawiam serdecznie!

  2. Fajny wpis 🙂 Banał, nie banał, ale przypomnieć sobie o tych prostych prawdach zawsze warto. No i obyśmy zdrowi byli 😉

  3. Optymizm i maszerowanie swoją drogą bez względu na to, co ludzie powiedzą zwykle ze sobą sie łączą i u mnie są od dawien dawna na pierwszym miejscu. Do wzięcia życia w swoje ręce jednak musiałm dorosnąć i zajęło mi to ponad 30 lat. Co do zdrowia też jestem zgodna. Nie zgadzam się tylko co do jednego, że pieniadze szczęścia nie dają. Pisałam o tym swego czasu u siebie, bo ja uważam że owszem dają i to bardzo wiele. Za hajs można sobie całkiem sporo szczęścia kupić.

    Spróbuj sobie wyobrazić, że Twoje dziecko (siostra, mama, dziadek) jest chore (nawet nie żadna straszna śmiertelna choroba, ot zwykłe zapalenie oskrzeli czy angina) a Ty nie masz hajsu, by kupić mu syrop na gorączkę. Gdybyś miała pieniędze, kupiła byś szczęście w aptece i dziecko by nie cierpiało…. Idźmy dalej – gdy masz pieniędze, by wynająć ładny dom, kupić dziecku, małżonkowi, mamie (…) ubranie, dobre jedzenie, buty, prezenty na urodziny, gwiazdkę, zabrać ich do zoo, restauracji, opłacić kolonię, sanatorium, wycieczkę – kupujesz SZCZĘŚCIE. Byłam w baaardzo trudnej sytuacji finansowej mimo przepracowania uczciwie kilkunastu lat i wiem jak to jest nie mieć hajsu na podstawowe rzeczy. Gdy żyjesz każdego dnia w strachu, że jutro może komornik wyrzuci cię z rodziną z domu bo już nie masz skąd brać na opłaty, że jutro może MOPS odbierze ci dzieci bo jesteś biedna i nie ma dla ciebie pracy (choć od matury pracowałaś uczciwie przez 15 lat), że jutro może nie starczy ci na chleb dla dzieci bo już sprzedałaś wszystko co miałaś i na owoce, wędlinę to już dawno nie masz , gdy każdego dnia płaszecz po wyjściu córek do szkoły, bo jest ci niezmiernie smutno, że inne dzieci się z nich śmieją, jak chodzą w 2 numery za wielkich zniszczonych chłopięcych butach i za małych, podartych ubraniach, gdy jest ci przykro, że nie masz ich za co wysłać na wycieczkę, czy basen a wszysycy inni jadą, gdy nie masz za co kupić paliwa by odwiedzić rodziców w Boże Narodzenia ani oni nie mają pieniędzy by odwiedzić ciebie… Tego trzeba doświadczyć, by zrozumieć ile szczęścia daje posiadanie pieniędzy.

    Dziś mamy pieniądze i kupujemy za nie masę szczęścia każdego dnia. Trzeba było widzieć mojego męża, który po raz pierwszy kupił nowe auto w salonie – miał łzy szczęścia w oczach, gdy do niego wsiadał i dzis po 4 latach nadal jest szczęśliwy że ma auto o jakim marzył i może nas wozić wszędzie, gdzie nam się zamarzy. Trzeba byś zobaczyła raz miny moich nastolatek, gdy pozwalam im nakupić nowych modnych ubrań na cały sezon. No i w koncu ja – 10 lat temu: kłębek nerwów, płakałam z bezsilności każdego dnia, bo po 40 godzinach pracy tygodniowo nie miałam za co kupić dzieciom i reszczie rodziny podstawowych rzeczy, krzyczałam na własne dzieci bez większego powodu, w domu wiecznie były kłotnie i nienawiść, 6 lat temu moje 3letnie małżeństwo nagle zaczęło wisieć na włosku przez brak pieniędzy. Dziś mamy hajs – w domupanuje spokój i szczęście. Nie pamiętam bym w ciągu ostatnich lat na kogo kolwiek nakrzyczała, żebym wpadła w panikę z byle powodu, mam pełna lodówkę, nie martwię się epidemią grypy czy anginy bo stać mnie na lekarza, mam na dentystę, kinezyterapeutę, psychologa, zoo, muzeum, wycieczki i prezenty dla dzieci…
    Myślę, że gdybyśmy nie doświadczyli tej cholernej biedy i poniżenia z niej wynikającgo i na własnej skórze sie nie przekonali jaka jest różnica w samopoczuciu i zachownaiu człowieka zaleznie od materialnej sytuacji też pewnie dziś myślałabym, że pieniądze szczęścia nie dają… Tylko w wypadku gdy człowiek mieszkał by poza społeczeństwem i był sam mógłby nie przejmować się ilością posiadanych pieniędzy, bo w dzisiejszym świecie bez odpowiedniej ilości pieniędzy nie można żyć normalnie i normalnym pozostać. Bieda pozbawia nas naszych ludzkich cech, obdziera nas z godności i niszczy nam zdrowie psychiczne jak i fizyczne. Pieniądze są NIERSTETY jednym z ważniejszych skłądników szczęścia – zrozumiałam to nie dawno, gdy przeprowadziam się do innego świata.

    1. Zgadzam się w pełni, że pieniądze, tak jak cała masa innych czynników, mogą mieć wpływ na poziom szczęścia czy codziennego zadowolenia z życia. Oczywiście, że dzięki stabilnej sytuacji finansowej możemy zwiększyć poziom poczucia bezpieczeństwa, czy po prostu żyć wygodniej. Pisząc ten wpis miałam na myśli to, że pieniądze nie gwarantują szczęścia. Że jeżeli ktoś jest smutny, wewnętrznie nieszczęśliwy, nie ma silnej woli życia, nie potrafi docenić tego, co ma – to nawet najbardziej luksusowe życie i gigantyczne środki na koncie nie są w stanie zapewnić mu szczęścia. Są takie osoby, które mimo tego, że mają niesamowite możliwości cieszenia się życiem, podróżowania po świecie, realizowania pasji – uciekają od życia – w alkohol, w inne używki. Są po prostu nieszczęśliwe na co dzień mimo tego, że mają świat w zasięgu ręki. Z drugiej strony poznałam wiele osób, które mimo bardzo niskiego poziomu życia, na co dzień były szczęśliwe. Po prostu, mimo trudów dnia codziennego, odnajdowały szczęście w małych codziennych radościach. Bardzo ciekawie opisuje zjawisko szczęścia tzw. „cebulowa teoria szczęścia” prof. Czapińskiego. Czapiński wskazał na trzy warstwy szczęścia ( dobrostanu psychicznego) Najgłębsza warstwa, tzw. „wola życia” – jest niezależna od świadomości, a jej wzrost, wg tej teorii, nie jest warunkowany czynnikami zewnętrznymi. Pozostanę przy tym, że w mojej ocenie szczęścia nie można kupić, ale absolutnie zgadzam się z tym, że stan naszych finansów może mieć ogromny wpływ na nasz dobrostan psychiczny – na nasz spokój, na wygodę, na małe i duże przyjemności. Nawet głupie codzienne awarie, jak np. awaria lodówki – dla osoby stabilnej finansowo nie są problemem, można kupić nową. Dla osoby, która staje przed wyborem – mieć lodówkę czy mieć co do niej włożyć przez następny miesiąc – taka awaria to przyczyna dodatkowego, czasem ogromnego stresu, który potrafi paraliżować, odebrać spokój, radość życia. Zgadzam się zupełnie z tym, że nie żyjemy w próżni, że pieniądze są potrzebne do życia, że dzięki nim może nam się żyć po prostu lepiej – jeżeli potrafimy dobrze z nich korzystać, i podejdziemy z pokorą do życia i do tego co mamy. Bo jeden kupując samochód będzie miał łzy w oczach z radości ze spełnionego marzenia, a drugi potrafi załamać (ale autentycznie załamać!) się tym, że sąsiad ma lepszy model. Życzę dużo spokoju, szczęścia i stabilnej sytuacji. Oby te ciemne czasy już nigdy nie wróciły. Wszystkiego dobrego!

  4. Te banały,które wypisałaś,są bardzo ważne w życiu człowieka. To się mogą wydawać takie proste,oczywiste rzeczy. Ale często tylko teoretycznie są oczywiste. Brakuje ich w naszym życiu. Bo człowiek biegnie,ciągle biegnie, ustawia sobie cele,brnie w złudne wartości i nawet nie wie jak i kiedy traci szczęście. I jeszcze pół biedy jeśli w tym momencie przemyśli sprawę i doceni to,co niby takie banalne. Ale niejednokrotnie tracąc szczęście i komfort życia szukamy go grom wie gdzie. A warto zacząć od rzeczy podstawowych,może i pozornie małych. Świetny tekst! 😉

    1. Niestety, często to prawda. Narzekanie, przerzucanie odpowiedzialności na innych ( na los, na siły wyższe, na polityków, na cholera wie co jeszcze) paradoksalnie dla wielu okazuje się łatwiejsze i przyjemniejsze niż wzięcie życia w swoje ręce.

  5. Warto powtarzać te banały, tak łatwo o nich zapomnieć. U mnie ostatnie dni to takie błędne koło. Problemy zdrowotne ma wpływ na brak pozytywnego myślenia. Człowiek się nie poddaje, walczy i stara się zmienić, ale to trudne. Przyznam, że pogoda nie służy pozytywnemu myśleniu. Trochę pogarsza problemy zdrowotne, ale najgorsze o usiąść i się tym nadmiernie przejmować.

    1. Trzymam kciuki, żeby udało się wszystko wyprowadzić na prostą. Przede wszystkim, jeżeli chodzi o zdrowie! Bo jednak zupełnie inaczej wszystko wygląda, kiedy człowiek się dobrze czuje i nie musi się martwić o wyniki badań. Zatem dużo, duuuużo zdrowia!

  6. Hej, wpis w sam raz dla mnie na dziś – na tyle, że aż się dopiszę, chyba po raz pierwszy. Wróciłam w nocy ze wsi i właśnie zaczynał mnie dopadać „ból istnienia”, jaki zwykle czyha na mnie w takich sytuacjach. Zaczynał, mimo sensownego planu na dzień i tydzień, mimo tego, że wiem, w jakim celu jestem teraz akurat tu, a nie leżę na huśtawce w sadzie popijając lemoniadę i licząc obłoki.
    Dobrze mi zrobiło Twoje przypomnienie o tym i owym. Nie, to nie tak, że nagle zakipiałam hurraoptymizmem i energią, w końcu jestem niewyspana i w dodatku idę na popołudnie do pracy, gdzie, jakby nie spojrzeć, nie uda mi się wyspać, ani policzyć obłoków.
    Jest w porządku, małymi krokami realizuję własny plan, mam możliwości wyboru i wybieram, cieszę się.
    Do Twojej listy dodałabym swój banał, brzmiący „bądź sobą”. On z całego tekstu wynika, ale ja go sobie jeszcze dodatkowo dopisuję.
    Z blogiem jestem na etapie cieszenia się z kilku czytelników, ale mało brakło, a i do tego etapu bym nie doszła, pielęgnując w sobie wizję idealnego miejsca w sieci, gdzie poruszane będą idealne tematy, idealnie dopasowane do reszty treści na stronie, idealnie poprawne i idealnie Nie Moje. Pisać lubię, najchętniej o byle czym. O byle czym, byle było dla mnie w danej chwili istotne i prawdziwe. Przez szereg miesięcy nie dodawałam wpisów na bloga, bo z góry założyłam, że jeśli pozwolę sobie tam na Moje pisanie, to mogę od razu tego bloga usunąć, bo pies z kulawą noga tam nie zajrzy. Czekałam na odpowiednie tematy, jakie zainteresują potencjalnych odbiorców. Nie doczekałam się, rzecz jasna, za to któregoś dnia powiedziałam sobie „ej, skąd to wszystko tak doskonale wiesz? może po prostu napisz jak umiesz i poczekaj”. Mam wielki sukces – realizuję to, zamiast czekać na wydmuchany dobry moment . Dzięki za to podsumowanie. Karmmy banały dużą pizzą 😀

    1. Cieszę się, że wpis do Ciebie trafił 🙂 Blogowanie potrafi dawać niesamowitą frajdę! Także życzę dużo radości z blogowania na co dzień! Bez oglądania się na boki 😀

  7. Ja to nazywam „oczywistościami” – i też mam takie swoje. Niby oczywiste, a jednak tak banalne, że nie przywiązujemy do nich wagi. Zupełnie błędnie! Z tych, które wymieniłaś zdecydowanie jestem mistrzem pozytywnego myślenia i to mi bardzo pomaga w życiu.

    1. „Oczywistości” w sumie brzmią przyjemniej niż „banały”! I gratuluję mistrzostwa w pozytywnym myśleniu! Ono naprawdę, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, potrafi zdziałać cuda!

  8. Może i banały, ale wszystkie pięć to prawda. Czasem zapominamy o tym i to nasz największy błąd! Niektóre rzeczy wydają się nam tak oczywiste, że nie przywiązujemy do nich większej wagi, a tak naprawdę to te banały są podstawą szczęśliwego życia i osiągnięcia sukcesu 🙂

  9. Dla mnie to niekoniecznie są banały, a bardziej taki elementarz codziennego prawidłowego funkcjonowania 🙂 To bardzo ważne, żeby żyć po swojemu, a przecież jest mnóstwo osób, które o tym zapominają. A pozytywne nastawienie potrafi uratować z niejednych depresyjnogennych tarapatów!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *