styczeń

Styczeń w cząstkach

Czy tylko ja odnoszę takie wrażenie, że dopiero co robiłam plany na nowy rok, a za chwilę przyjdzie mi robić jego podsumowanie? W każdym razie styczeń za nami, jedną dwunastą roku 2017 mamy oficjalnie za sobą. Część osób pewnie za sobą zostawiła też noworoczne postanowienia, inni z kolei przez ostatni miesiąc dzielnie pracowali nad wprowadzeniem ich w życie i są o te 31 dni do przodu, we wszystkim co sobie założyli. Jak jest z Wami?

Ja przyznaję się bez bicia, że jestem gdzieś pośrodku. W nowy rok wchodziłam z dużą dawką optymizmu i pełna zapału do pracy. Z wyznaczonymi, możliwymi do spełniania planami i celami, z dobrymi nawykami, które chciałam wprowadzić. Przyświecało mi moje jedno małe słowoconsistency. Całkiem nieźle mi szło, dopóki nie przypomniano mi, że nie wszystko można zaplanować od a do zet. Tym razem wyzwaniem okazało się własne zdrowie, które połowę stycznia wyjęło mi z życiorysu. Własne zdrowie w znaczeniu przyziemnym i mało poważnym. Mój zapał i energia poległy, nie w konfrontacji z poważną chorobą (na szczęście!), ale z serią głupotek i drobnostek, przeziębień i infekcji, a nawet pogryzieniem przez własnego kota. Takie właśnie rzeczy wyjęły mnie z normalnego funkcjonowania na prawie dwa tygodnie. Zdarza się.

I kończyłabym ten miesiąc pewnie niezadowolona, zniesmaczona i z poczuciem zmarnowanego czasu, gdyby nie to, że jak się okazuje, moje styczniowe podsumowanie wychodzi całkiem nieźle. Niechorobową część miesiąca jaka mi została, udało mi się bardzo dobrze wykorzystać. Na poważnie wzięłam zasadę dotyczącą tego, że 10 % naszego życia to to co nas spotyka, a 90% to nasza reakcja. Polecam przypominanie sobie tego wszystkim, którym zdarza się mieć problemy z wytrwałością przy pojawiających się niesprzyjających okolicznościach.

Styczeń w cząstkach

Pomyślałam, że warto ten czas krótko podsumować. Dlatego dziś 5 małych cząstek mojego stycznia. To takie hasła-klucze to tego, co oprócz leżenia i chorowania towarzyszyło mi w pierwszym miesiącu roku.  Jeżeli ciekawi Cię co u mnie- zapraszam.

styczeń

PRACA

Ten miesiąc był dla mnie bardzo ciekawy, bo praktycznie 90% mojej pracy to była praca w domu. Przekonuje się coraz bardziej, że jest to tryb, który mi służy. Wstaję wcześnie rano zwarta i gotowa, po odprawieniu wszystkich moich porannych rytuałów siadam do pracy. Jasne, że bywają lepsze i gorsze dni. Cały czas staram się, żeby te gorsze były wyjątkiem od reguły.

DOBRE NAWYKI

Styczeń u mnie to wprowadzanie dobrych nawyków. Dzielnie śledziłam je zaznaczając codziennie w moim habbit trackerze. To dzień rozpoczynany od medytacji i sesji wdzięczności, to codzienna nauka hiszpańskiego, rytuały związane z pielęgnacją. To też aktywność fizyczna, która z racji chwiejnego zdrowia w tym miesiącu akurat pozostała w tyle. Jeżeli nie wiecie, jak śledzić nawyki, co to jest habbit tracker, to polecam wpis Kasi z bloga Worqshop. Wprawdzie w teorii dni robią się już coraz dłuższe, ale w styczniu nie jest to w żaden sposób dla mnie odczuwalne. Dlatego dbam również o małe przyjemności. Spacer, kiedy w Krakowie nie ma smogu. Czerwona herbata z mango i papają. Nastrój i zapachowe świeczki.

DŹWIĘKI

Nie jest mi przyjemnie w ciszy. Nawet jeżeli pracuję w skupieniu, to w tle towarzyszą mi dźwięki. Ostatnio te playlisty z kategorii koncentracja na Spotify. Pomagają mi w skupieniu, urozmaicają pracę i pobudzają moje szare komórki. Polecam szczególnie Peacefull Piano i Intense Studying

GRAN CANARIA

Dwa ostatnie styczniowe dni to dla mnie przede wszystkim Gran Canaria. Szum oceanu i przyjemna temperatura to moja mała nagroda. Nie tylko za owocny 2016 rok, ale przede wszystkim za pokonywanie panicznego strachu przed lataniem. Za każdym razem, kiedy patrzę z jednej strony na ocean, z drugiej na wulkaniczne góry myślę sobie, że te pięć i pół godziny (razy dwa) w samolocie nie są wysoką ceną za to, czego można tutaj doświadczyć. Spodziewajcie się, że pewnie przez najbliższe kilka dni, to właśnie Gran Canaria zawładnie moim Instagramem.

Styczeń okazał się dla mnie cenną lekcją wytrwałości i pokory. Niby jest to oczywiste, że nie zawsze można wszytko zaplanować, wiadomo, że czasem może wyskoczyć coś niespodziewanego, ale potem okazuje się że teoria teorią. W praktyce nie dopuszczałam do siebie takiej myśli, że coś mi w styczniu może pokrzyżować plany. Nawet na to nie wpadłam. W żaden sposób nie było to uwzględnione, nie było wpisane do kalendarza, ani w listach rzeczy do zrobienia. I to jest dla mnie lekcja numer jeden. Nie, żeby wpisywać nieplanowane do kalendarza, ale żeby zawsze mieć na uwadze to, że nieplanowane istnieje. Druga nauka, to nauka akceptacji niespodziewanych zdarzeń. Nierozmyślania po co i dlaczego i skupienie się na tym, jak zareagować, jak zaradzić danej sytuacji. To też dobrze mi znane założenia, ale wiecie, praktyka czyni mistrza. 

Na koniec polecam nowości, które pojawiły się na blogu. Lawyerka w styczniu przeszła szablonowy lifting, odwiedziło ją prawie dwa razy więcej czytelników niż w grudniu. Mam apetyt na dalszy rozwój tego miejsca. Jeżeli masz ochotę mi w tym pomóc, wypełnij proszę ankietę, znajdującą się w tym wpisie.

Jak Tobie minął styczeń? Jak realizacja noworocznych planów? Zapał do pracy? 

9 Replies to “Styczeń w cząstkach”

  1. dzień dobry 😉 właśnie Cię odkryłam. 😀 i mi się podoba.
    co to za habit tracker masz? to jakaś apka? ja sobie trakuję w kalendarzu, ręcznie i strasznie mi to dużo radości daje. chociaż medytacja rano nie wchodzi w grę, bo jestem zwykle tak zaspana, że 3 min bez ruchu kończyłoby się u mnie snem głębokim. 😛

    1. Chociaż jestem miłośniczką wszelkich apek, to habit tracker u mnie najlepiej sprawdza się odręczny 😉 Mnie również sprawia on wiele radości. Co do medytacji, u mnie podobnie jest wieczorem, zazwyczaj wieczorne wyciszenie kończy się u mnie spaniem;) Ale to dlatego, że jestem typowym skowronkiem, życie się u mnie odbywa głównie rano 🙂 Cieszę się, że Ci się u mnie podoba 🙂

  2. Styczeń to praca, działanie, ale przede wszystkim takie powolne dopracowywanie planu działania na najbliższe miesiące. Nie chciałam tego zrobić o tak pierwszy stycznia szybko na kolanie spisany plan i jestem gotowa. Bo to zawsze kończyło się tak samo. W działaniu również pomaga mi habit tracker. Jest doskonałym przypomnieniem jeśli coś umknie mi z pamięci w trakcie dnia. Udanego wypoczynku! 🙂

  3. praca w domu to super sprawa! praktykuję od roku. a właściwie to nie pracuję tylko w domu, bo mogę wszędzie – w kawiarni, w Malezji, w Budapeszcie, w rodzinnym Lublinie…

    1. Taka praca całkowicie zdalna to moje małe marzenie. Fajnie jest być wolnym i niezależnym. Możliwość wyboru widoku znad laptopa i temperatury otoczenia, a przy okazji miejsc, które można odwiedzić po odłączeniu zasilania to możliwość absolutnie wspaniała:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *